poniedziałek, 19 września 2016

W siną dal

Mam coraz większą ochotę na zniknięcie z pola rażenia. Kiedyś marzyłam o Pitcairn, dziś przyjęłabym każdą ofertę wyjazdu w nieznane, nieucywilizowane miejsce. Takie, gdzie nikt mi nie będzie mówił w co wierzyć, gdzie nie będzie żadnej brzozy, żadnego żołnierza wyklętego. Nadajeło mi zwyczajnie. Rozmyślając o takiej ucieczce znalazłam ogłoszenie. Otóż lokalna siec sklepów na kanadyjskiej wyspie Cape Breton oferuje każdemu, kto się na wyspę przeprowadzi pracę i kawałek ziemi (ok. 1 ha). Praca bez kokosów, ale stabilna. Wszystko mi jedno, gdzie będę pracować i co będę robić - spokoju mi trzeba li tylko i jedynie. Polskie Bieszczady są już zbyt zaludnione, pustoszejące Podlasie mało przyjazne i mocno ksenofobiczne - a tu proszę, chcą wszystkich. I pracę dają, i spokój obiecują. A zielono tam do wypęku. Skoro potrzebują ludzi, znaczy maja ich tam za mało. A to jest to, co lubię najbardziej - mało ludzi. Wyspa jest jedną z większych, ma 180 km długości i 120 km szerokości, zaludnienie nieco ponad 14 osób na km kwadratowy. Raj niemalże. Chyba się zacznę pakować.


http://www.o2.pl/artykul/wlasna-ziemia-i-praca-tylko-sie-przeprowadz-6038619526648449a

5 komentarzy:

  1. Witaj somsiadko zza wody Jak juz wyjedziesz to daj znac jak sie zyje :) tez szukam takiego spokoju z map widac ze to wschodnie krance wiec w miare ciepło powinno byc:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Jestem "za" pakuj sie,koty pod pache i jak najszybciej zanim sie zaludni!

    OdpowiedzUsuń
  3. Jak się zaludni trzeba będzie znowu szukać.... )))))

    OdpowiedzUsuń
  4. Zdecydowanie jestes niezdecydowana do dzialania ))

    OdpowiedzUsuń
  5. Ależ jak najbardziej zdecydowana ))

    OdpowiedzUsuń