Mam coraz większą ochotę na zniknięcie z pola rażenia. Kiedyś marzyłam o Pitcairn, dziś przyjęłabym każdą ofertę wyjazdu w nieznane, nieucywilizowane miejsce. Takie, gdzie nikt mi nie będzie mówił w co wierzyć, gdzie nie będzie żadnej brzozy, żadnego żołnierza wyklętego. Nadajeło mi zwyczajnie. Rozmyślając o takiej ucieczce znalazłam ogłoszenie. Otóż lokalna siec sklepów na kanadyjskiej wyspie Cape Breton oferuje każdemu, kto się na wyspę przeprowadzi pracę i kawałek ziemi (ok. 1 ha). Praca bez kokosów, ale stabilna. Wszystko mi jedno, gdzie będę pracować i co będę robić - spokoju mi trzeba li tylko i jedynie. Polskie Bieszczady są już zbyt zaludnione, pustoszejące Podlasie mało przyjazne i mocno ksenofobiczne - a tu proszę, chcą wszystkich. I pracę dają, i spokój obiecują. A zielono tam do wypęku. Skoro potrzebują ludzi, znaczy maja ich tam za mało. A to jest to, co lubię najbardziej - mało ludzi. Wyspa jest jedną z większych, ma 180 km długości i 120 km szerokości, zaludnienie nieco ponad 14 osób na km kwadratowy. Raj niemalże. Chyba się zacznę pakować.
http://www.o2.pl/artykul/wlasna-ziemia-i-praca-tylko-sie-przeprowadz-6038619526648449a
Witaj somsiadko zza wody Jak juz wyjedziesz to daj znac jak sie zyje :) tez szukam takiego spokoju z map widac ze to wschodnie krance wiec w miare ciepło powinno byc:)
OdpowiedzUsuńJestem "za" pakuj sie,koty pod pache i jak najszybciej zanim sie zaludni!
OdpowiedzUsuńJak się zaludni trzeba będzie znowu szukać.... )))))
OdpowiedzUsuńZdecydowanie jestes niezdecydowana do dzialania ))
OdpowiedzUsuńAleż jak najbardziej zdecydowana ))
OdpowiedzUsuń