piątek, 30 września 2016

Bujnie

W czerwcu chciałam sobie polepszyć możliwość kontaktu ze światem i zmieniłam dostawcę usług internetowych. Co mnie podkusiło, nie mam pojęcia. Znaczy wiem, jakość usług mi się nie podobała, reakcja na usterki wydawała mi się zbyt długa. No to sobie polepszyłam! W sobotę internet mi wziął i zdechł. Całkiem. Odczekałam godzinę, zadzwoniłam do pomocy technicznej. Miła panienka poinformowała mnie, że jest jakaś awaria, ale nie potrafiła powiedzieć, kiedy zostanie usunięta. Do wieczora internetu nie było. No trudno, pomyślałam, rano zrobię, co zrobić mam - a zamierzałam zamówić książki i włóczkę. W niedzielę internetu nadal nie było. Głos w maszynie informującej przekazywał wieść hiobową, że do wieczora będzie. A tu cały dzień przede mną... Jak ja bez tego internetu przeżyję, no jak? Głos w maszynie  informował, że mam się trzymać dzielnie do wieczora, to się trzymałam. W poniedziałek też się trzymać musiałam. Nawet zaczęłam temu głosu współczuć, że musi zmieniać wersję co kilka godzin. W końcu krew przodkiń zagrała, przetrzymałam głos i połączyłam się z operatorem. Znaczy operatorką. Pani miał znudzony i zachrypnięty głos - pewnie odpowiadała na setki takich telefonów. Zaczęłyśmy rozmowę dość niefortunnie, bo nie mogłam zrozumieć dlaczego pani nie wie, jaka to jest awaria i ile czasu jeszcze będzie trwała. Tekst "nasi technicy pracują nad rozwiązaniem problemu" kompletnie mnie nie zadowalał. Domagałam się szczegółów i deklaracji. Szczegółów podała mi pani niewiele, deklaracji żadnej. Zupełnie jak emigracyjny rząd w swoim czasie. Nieco się wzburzyłam i wytłumaczyłam pani, co myślę o takim traktowaniu klientów. I spytałam oczywiście, w jaki sposób zamierzają to pokrzywdzonym zrekompensować. I to, co pani mi w tym momencie powiedziała rozładowało mnie kompletnie. Otóż spytała, jakiej ja bym rekompensaty oczekiwała. No rozszalałam się myślowo! Bo czego to ja bym nie chciała w ramach rekompensaty... Śmiać mi się zachciało i zaproponowałam pani, żeby określiła, co mogą mi zaoferować, bo wyobraźnię to ja mam jednak bujną. Okazało się, że oczywiście mogą mi odliczyć czas bez usługi od rachunku. Ale nie ot tak, żadna dobra wola. Muszę złożyć reklamację i oni ją w ciągu miesiąca rozpatrzą. Reklamację złożyłam. Na wszelki wypadek zamówiłam książki i włóczkę w pracy, jak się okazało słusznie, bo internetu wciąż nie było w poniedziałek. We wtorek też nie. Dalej pracowałam myślowo nad rekompensatą. Dopiero w środę mogłam przestać. I właściwie poczułam się rozczarowana. Bo jaką ja bujną awanturę bym zrobiła za kilka dni? I przygotowana już byłam lepiej na pytanie o rodzaj rekompensaty - w grę wchodziłyby dwie możliwości: prywatna wyspa, nawet bez dostępu do internetu, i talony na paliwo do skutera. Może ja sobie coś zepsuję w tym internecie?

1 komentarz:

  1. przede wszystkim zapasy ksiazek i wloczki na okolicznosc samotnosci bez_sieci ))

    OdpowiedzUsuń