wtorek, 31 stycznia 2017

Pożegnanie Kornackiej?

Mój odziedziczony po przodkach rozsądek cholera wzięła, bo zamówiłam przesyłkę do domu, zamiast do pracy. Niby nic pilnego, niby kurier, z którym nie miałam dotąd przyjemności, ale jednak tknąć mnie powinno. Nie tknęło. Tym razem jednak nie zaskoczyło mnie to, że pan kurier nie dostarcza po 17, ze spokojem poprosiłam o zmianę adresu. Pan poinformował beznamiętnie, że on uprawnień nie ma, że powinnam przez firmę. Z ustabilizowanym już spokojem przyjęłam informację, zadzwoniłam do firmy kurierskiej. Długo czekałam na połączenie, wreszcie aksamitny męski głos poinformował mnie, że guzik, bo nie posiadam numeru przesyłki. Głupio spytałam, czy po nazwisku zidentyfikują. Ano nie zidentyfikują. No dobrze, zadzwonię z domu, bo numer przesyłki mam w mailu, a prywatnej poczty w pracy nie otworzę. Zadzwoniłam. Głos kobiecy, równie aksamitny, przyjął moje zlecenie, zmieniłam miejsce dostawy na miejsce pracy. Przesyłka dotrze jutro lub pojutrze. Zamówiłam letnie oprzyrządowanie, nie spieszy mi się. Okazało się, że drugie zamówione oprzyrządowanie, zimowe tym razem, czeka już w paczkomacie. Odebrałam, przyniosłam, otworzyłam. I zamarłam. Tak różniącego się od obrazka w internecie zamówienia jeszcze nie trafiłam. Kolor może i zbliżony, ale materiał, wykonanie stanowczo daleko od szosy. Bardzo daleko nawet. Będę musiała odesłać. No to odeślę. Podczas tych wszystkich manewrów paczkowych Kornacka ani razu nie wystawiła pyska. Nie rzuciła żołnierskim słowem nawet w myślach, nie pysknęła, nie zaśmiała się szyderczo. Poczułam się zdezorientowana. Moja własna cierpliwość oraz łagodność nieco mnie przeraziła. No bo jak to? Nie będę się już malowniczo wściekać? Krew przodkiń we mnie nie zagra? Czyżby Kornacka postanowiła się wyprowadzić? Pocieszyłam się, że to chwilowe, że po prostu nadchodząca wiosna tak na nią działa. Na Kornacką znaczy. Zajęta jest wymianą garderoby na lżejszą. Albo co. Zrobi się cieplej, to wróci. W nocy okazało się, że Kornacka chwilowo przeprowadziła się do moich kotów. Całą bowiem noc rozrabiały, zrzucały moje książki, drapały co się da. Budziły mnie co chwila. Miały rację, nie kupiłam im karmy. Sobie też nie kupiłam, ale ja wytrzymam. Jedynym pożywieniem, jakie było w domu - mandarynkami - nie były zainteresowane. Kornacka zmieniła taktykę, psiakrew.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz