czwartek, 18 lipca 2013

Babskie truchło

I wezwał Pan babę przed oblicze swoje boskie bez rezultatu żadnego - baba nie przyszła, nie przypełzła, nie przybiegła. Zasępił się Pan był, bo niezbędna Panu baba, bo użalić się na los Pański nie było komu, a i rykiem Pana nikt poza babą się przejmować nie raczył. I rozpoczął Pan był przeszukiwanie ogrodu swego w celu odnalezienia owego Pańskiego narzędzia do wysłuchania. Zajrzał Pan za wszystkie krzaki, każde źdźbło trawy poruszył, aż znalazł. Leżała baba bez czci i ducha pod krzakiem gorejącym, tym obwieszonym owocami nadziei na lepsze jutro. Leżała i ani rączką, ani nóżką babską nie ruszała, o babskich ust koralach nie wspominając. Podszedł Pan był ostrożnie i stopą pańską trącił z lekka nieruchomość babską. Reakcji brakło. Trącił raz jeszcze, większą moc stopie pańskiej nadając. Coś w babie zajęczało i zawyło, trzeszczenie jakieś się słyszeć dało i baba podniosła swe oczy pytające na Pana. Już miał Pan nad babą się użalić i przygarnąć babskie truchło do boskiej piersi, ale nie, nie będzie Pan babie okazywał przecież. Ryknął zatem, jak miał w zwyczaju pańskim: czego tu babo tak bezproduktywnie leżysz, jak nieużytek jakiś? Wstawaj i do roboty! Zabulgotała babskość w babie i jęła się podnosić. Podpierając się ręcyma na kolana babskie zdołała paść. I znów litość Pańska poczęła była w Panu rosnąć, jak dług publiczny, ale strzymał Pan i znów ryknął zachęcająco: no, dalej! Wstawaj!  Zebrała się baba w sobie, napięła, nadęła i wstała na trzęsących się kolanach. I gwizdnęła Pana była w ucho, aż wizg po ogrodzie pańskim rozległ się okrutny. Po czym padła dech żałosny ustami babskimi oddawszy i zaległa pod krzewem nadziei bez ducha i przyszłości.

1 komentarz: