Ulewa mi się wszystkimi możliwymi drogami na hipokryzję i relatywizm moralny. Spać po nocach nie mogę, w dzień nosi mnie, jak po pustym sklepie mięsnym z lat osiemdziesiątych. Ciśnienie mi skacze, żołądek się buntuje. A jak rzucę okiem w stronę współczynnika Giniego, robi się jeszcze gorzej. Niby wiem, że takie tempora, że wszystko się zmienia, bo na tym polega ewolucja, niby wiem. Jednak czemuś telepie.
Czytam wywody świętszych od papieża hierarchów naszych i czkawki dostaję. Swoją drogą nowy papież budzi mój podziw, o ile prawdą jest, co głosi i co zamierza. Jedzie po przepychu biskupim, jak po łysej kobyle i chwała mu za to, choć nie sądzę, żeby to coś zmieniło. Raczej jego zmienią.
Patrzę na rodzimych przedsiębiorczych krezusów, co to patriotycznie majątki lokują w innych krajach i wymądrzają się, gdzie Polska powinna inwestować. Niedawno kolega w pracy mnie uświadomił, skąd taka popularność międzynarodowych korporacji: otóż w różnych krajach różnie wygląda rok rozliczeniowy. Jeśli zatem działa się w wielu, można środki przerzucać dowolnie (a kreatywny księgowy potrafi), nieodmiennie wykazując zysk niewielki lub jego brak. A ja, naiwna, myślałam, że tu o ułatwienia dla ludzi chodzi.
Gospodarka liberalna zaczyna przypominać rodzący się kapitalizm w epoce powstawania manufaktur. Wtedy jednakże jakiś Marks, jakiś Engels knuli po kawiarniach i pubach, jak zabrać najbogatszym na korzyść biednych. Teraz chyba już nikt nie knuje, bo nikogo z biedniejszych na kawiarnie nie stać. Co prawda rodzi się w szarej masie frustracja i powstają ruchy oburzonych, ale bez powodzenia protestują. Po jakimś czasie z oburzonych stają się odurzonymi (gazem łzawiącym rozpylanym przez legalnie, demokratycznie wybraną władzę najczęściej) i dają spokój. Zysk nade wszystko. Kto nie przynosi zysku nie ma prawa godnie żyć w świecie pełnym demokratycznych frazesów, hipokryzji i zdziczenia człowieczeństwa.
Nasz kraj równa do najlepszych. Niedawno przeczytałam, że mamy 117 ministrów i ich zastępców, dzięki czemu jesteśmy na pierwszym miejscu w Europie pod względem ilości ministrów. A takie Niemcy mając 80 mln ludności, mają ministrów połowę mniej. Co prawda głośno rząd nasz krzyczy, że należy "odchudzić" administrację. Zapewne powołując do tego celu kolejnego ministra wraz z jego dworem, który zwolni urzędników zwykłych, by miejsce dla wyższej kadry kierowniczej zrobić.
Nie mają pracy młodzi, nie mają pracy starsi, a urzędy pracy powinny być sprywatyzowane, by stały się efektywne. Biurokracja (czyli wdrażanie unijnych procedur) kwitnie, jak kąkol w zdrowym łanie społeczeństwa. Przesadziłam z tym zdrowym, służba zdrowia, ta już w większości sprywatyzowana, też niewydolna, zatem społeczeństwo mało zdrowe. Tym bardziej różne kąkole się plenią.
Kościół ogłosił wyniki spisu powszechnego biorących udział w niedzielnych mszach - aż 40% katolików uczestniczy. Jeśli przyjąć, że 95% społeczeństwa to katolicy, to wynik zaiste imponujący. Pozostałe 5% uciska wierzących i kłody im pod nogi rzuca. Dlatego też ojciec toruński nie zaprzestanie marszów w obronie, choć koncesję na multiplex dostał. Ale obrotny jest, powód znajdzie, bo on maszerować lubi i już. Taki jeden ex minister, co pod garniturem sutannę nosi, krzyczy wielkim głosem, że OFE rząd chce nam zabrać. Rząd? A czyż on nie był częścią tego rządu jeszcze niedawno? Nie przypominam sobie, by na OFE pyszczył, skupiał się na obronie polskich zarodków przed zakusami niemieckimi podśpiewując pod nosem: zarodków naszych Niemiec nie będzie nam germanił. Teraz, startując w wyborach na szefa jedynej słusznej partii, krzyczy święto...bliwym głosem.
Dobrze, że lato i w razie czego napchawszy się szczawiem można się położyć na dowolnie wybranym boku pod palmą. Najlepiej pod tą na Rondzie de Gaulle'a.
Osobiście to mnie się chce na Pitcairn, natychmiast. Stara jestem, tam molestują tylko nieletnie, to mnie nie ruszą.
rusza albo i nie,a Ty i tak zawsze bedziesz poruszona...))
OdpowiedzUsuń