Rozbuchane kwiecie balkonowe zaczęły żreć mszyce. Wysysają soki ze wszystkich kwiatów, jak wampiry jakieś, wamszyce przebrzydłe. Zrobiłam zatem szatański napar na wampiry. Mianowicie rozgniotłam kilka ząbków czosnku i zalałam ciepłą wodą. Po 24 godzinach pachniało, jak u van Helzinga. Spryskałam roślinki i czekam spektakularnego efektu, po pierwszym pryskaniu ilość wampirów się nieco tylko zmniejszyła. Co prawda goździkowa woń się przez czosnek nie przedziera, ale co tam... Niech będą zdrowe, bo nie będę miała gdzie spędzać upojnych wieczorów. A stanowczo wolę upojne niż upiorne. Kiedy zasiądę wieczorem na balkonie, a koty legną u mych stóp, w nosie będę miała wszystkie smutki świata. A po pracowitych dniach mi się należy! Nie wiem, ile już truskawek zamieniłam w soki i dżemy, ale szafka spiżarniana wyglądać zaczyna całkiem nieźle.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz