czwartek, 8 października 2015

Dźwiękoszczelna dekapitacja

Potrzebny mi dinks. Taki, co to ja go wciskam i zapada cisza. Stałabym się dźwiękoszczelna. Pragnienie odinksowania zrodziło mi się w głowie podczas dzisiejszej podróży tramwajem. Jechałam 35 minut i przez 35 minut mi chrzęściło za plecami. Ale jak chrzęściło! Metodycznie, nieustająco, z kilkusekundowymi ledwie przerwami. Wyobrażałam sobie potężne szczęki, King Konga jakiegoś co namniej, miażdżące kości innej wielkiej potwory. Chrzęściło z wyraźną przyjemnością, aż dziw, że nie mlaskało przy tym. Chrup, chrzęst, chrup, chrzęst i tak bez końca. Kiedy wreszcie chrzęszczenie umilkło i rozległ się szelest, odetchnęłam z ulgą. Wyobraziłam sobie, że chrzęszczący osobnik chowa to, czym chrzęścił do szeleszczącego opakowania. Szeleszczenie trwało strasznie długo (tak mi się przynajmniej wydawało), ale zwiastowało koniec chrzęszczenia. Dzielnie je zatem postanowiłam znieść, ciesząc się na błogą ciszę. A guzik. Po kilku sekundach ciszy zaszeleściło znowu! Najwyraźniej osobniku chrzęszczącemu skończyło się jedno opakowanie tego, czym chrzęścił i wyjął kolejne. I znowu zachrzęścił potężnie i z przyjemnością. No żesz... Zaczęłam wyobrażać sobie dekapitację, w końcu osobnik pozbawiony głowy nie będzie miał czym chrzęścić. Zaraz potem pojawiła się refleksja, że przecież taka ścięta głowa przez chwilę prawdopodobnie nie zauważa, że jest ścięta i czuje, że się stacza. Humanitarnie porzuciłam myśl o dekapitacji. Z wyraźnym żalem porzuciłam jednakże, bo wciąż chrzęściło potężnie. Kiedy wsiadło młode stworzenie (tak zakapturzone, że aż bezpłciowe) z wielkimi słuchawkami na uszach, pozazdrościłam zarówno słuchawek, jak i zakapturzenia. Zazdrość szybko ustapiła miejsca ciekawości. Ze słuchawek rozlegało się bowiem  rytmiczne umc umc, a ja zaczęłam się zastanawiać, czy głośniej będzie chrzęściło, czy umc umc... Nie znam wyniku pojedynku, bo szczęśliwie tramwaj dojechał do przystanku, na którym wysiadłam. Z ulgą. Jednakże wychodząc nie mogłam odmówić sobie spojrzenia w stronę chrzęszczącego osobnika. Ot, zwyczajna kobieta w średnim wieku, taka słodka blondyna. Szczękę miała normalnej wielkości, co mnie niesłychanie zadziwiło. Czym ona, psiakrew, tak chrzęściła?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz