Wdałam się w dyskusję. Niepotrzebnie się wdałam. Dyskusja rozpętała się po przeczytaniu informacji o tym, że w jakiejś angielskiej szkole jej kierownictwo zażądało od nauczycielek noszenia hidżabów. Ani szkoła, ani nauczycielki nic wspólnego z islamem nie miały. Kierownictwo miało. Po słowach oburzenia jednej z koleżanek, pozwoliłam sobie skomentować, że niczym się to nie różni od wieszania w polskich, świeckich przecież z założenia, szkołach krzyży w salach lekcyjnych, pokojach nauczycielskich. Nie różni się od ciągnięcia dzieci na rozpoczęcie roku do kościoła. Nie różni się od dni pozornie wolnych w okolicy katolickich świąt wielkanocnych zapełnionych dziatwą szkolną rekolekcyjnie. Niczym się nie różni. I tu, i tu zmusza się wszystkich, bez względu na wyznawane poglądy, do uczestniczenia w jakimś obrządku religijnym. I jedno, i drugie jest narzucaniem, wciskaniem, wpychaniem na siłę. To było moje zdanie. Całkiem odmienne od zdania koleżanki, która uważała, że rzeczy są w ogóle nieporównywalne, bo krzyż nikomu krzywdy nie robi, a hidżab już tak. Uważała też, że religia obficie w naszym kraju wyznawana jest religią miłości i pokoju. Jasna cholera. Zamilkłam, choć ujrzałam oczami wyobraźni zastępy jasnogórskie w mohairowych berecikach plujące jadem w stronę niewierzących, wierzących inaczej. Reglamentowana ta miłość bliźniego, jak słowo daję. Nie ma jej przecież dla dzieci z in vitro, bo one bruzdę mają. Nie ma jej dla homoseksualistów, bo to wbrew naturze. Nie ma jej dla muzułmanów, bo to heretycy. I w dodatku choroby roznoszą. Nie ma jej dla laureatki tegorocznej nagrody Nike, Olgi Tokarczuk, bo ośmieliła się podać w wątpliwość polską tolerancję. Dla młodego Stuhra też tolerancji nie ma, bo zagrał w Pokłosiu. Nie ma jej dla księdza Lemańskiego, bo ośmielił się podjąć dialog z judaizmem. Ta nasza chrześcijańska miłość bliźniego wylewa się wszystkimi otworami księżom Oko i Rydzykowi, jakiemuś młodemu księżulkowi narodowcowi. Oblewa się tą miłością jakiegoś księdza, który celebrytą chcąc zostać, przyznał się do homoseksualizmu. Natychmiast pozbawiono go stanowisk kościelnych. Nie będzie sobie taki pedał gęby kościołem wycierał. A taki biskup Wesołowski nic złego przecież nie robił, niczyjej gęby kościołem nie wycierał. On jedynie zbłądził. Przecież zarówno biskup Hoser, jak i niedawno jakiś ksiądz włoski stwierdzili, że dzieci winne. Same się pchają. Jestem zła na obłudę, na manipulację, na podwójne standardy. Jestem zła na nietolerancję. Każdą nietolerancję. A potem sobie pomyślałam: i czego ty się tak, Kornacka wściekasz? Przecież wiadomo, że idea jest piękna zawsze, gdy powstaje. Jak idea chrześcijaństwa, islamu, socjalizmu, komunizmu, kapitalizmu. Piękne są te idee, o szacunku człowieka i jego pracy grzmią, że niby one to gwarantują. Oczywiście pozostałe idee niczego nie gwarantują. Każdy wyznawca czegoś uważa, że jego coś jest najlepsze i najmojsze. I tak to się kręci. Jasna cholera, znowu się wkurzyłam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz