sobota, 21 listopada 2015

Ulicznik

Naprawiłam szkody górnicze na ścianie. Pomalowałam, co miałam pomalować. Oddałam się słodkiemu dolce far niente przy kominku. W nowych skarpetkach, których nie potrafiłam sobie odmówić!

Włączyłam sobie maraton Mayalla i myślałam o moim uliczniku. Zwróciłam na niego uwagę chyba rok temu. Siedział zawsze w tym samym miejscu, przy przystanku na Nowym Świecie. Urzekł mnie jego profil. Na głowie miał filcową czapeczkę, chyba fioletową. Taki fason krasnoludzki. Wyglądał w tym, jak Sabała. Pykał zresztą jakąś fajkę... Siaduje zawsze w witrynie sklepu i rysuje plakaciki o różnej treści. Kiedy pojawił się napis Blues Brothers dusza mi się do ulicznika uśmiechnęła. Kilka tygodni temu szperał w koszu szukając papierosa. Wyciągnęłam paczkę i poczęstowałam swoimi. Nie lubię patrzeć na grzebiących. Przyjął i podziękował, ale inaczej, niż typowy ulicznik. Nie było w tym podziękowaniu nic z uniżoności, wstydu, zażenowania. Ot, po prostu przyjął, jak od starej znajomej. I zaczął ze mną rozmawiać. Powiedział, że często mnie widuje w tym miejscu, pewnie jeżdżę tędy do pracy. Potwierdziłam. A wtedy zaczął mnie przekonywać, że powinnam pracować sobie w domu, coś tworzyć. Przyznałam się, że nie mam talentu do robótek, zaproponował zatem żebym wynajęła pracowników i była sobie kierowniczką. Ubawił mnie tym po kokardki, uśmiechnęłam się szeroko i powiedziałam, że na kapitalistę-wyzyskiwacza się kompletnie nie nadaję. Przyjechał mój autobus, więc z żalem pożegnałam pana ulicznika. W czasie rozmowy przyglądałam mu się bezczelnie. Fajny jest. Oczywiście przydałaby mu się kąpiel i nieco świeższe ubranie, ale poza tym  - bez zarzutu. Żaden menel, nieprzetrawionym alkoholem też od niego nie jechało. Wyrażał się ładnie po polsku, mówił takim hochpolishem. Ciekawa postać. Teraz, kiedy go spotykam, ucinamy sobie krótszą lub dłuższą pogawędkę. W zależności od tego, ile czekam na autobus. Wiem już, że kiedyś robił w domu biżuterię, handlował nią na Jarmarku Dominikańskim. Pewnie dlatego namawiał mnie na pracę chałupniczą. Ostatnio spytał, jak mam na imię. Nie widziałam powodu, dla którego miałabym nie odpowiedzieć. Niestety, nie doczekałam się wzajemności, bo przyjechał mój autobus. Czekam następnego razu. Aż zaczynam żałować, że autobusy kursują zbyt regularnie, bo fajne są te rozmowy. Całkiem niezły początek dnia, taka uliczna pogawędka. Całkiem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz