Siedziałam sobie na ławce i obserwowałam świat. Po cichu liczyłam też, że świat dostarczy mi rozwiązań, jakich nie umiem sama znaleźć. Poniekąd dostarczył. Pewna wrona siwa spacerowała sobie przede mną, nie zwracając uwagi na mnie, mój nastrój i okolice. Ot, łaziła piechotą w tę i z powrotem. Dziób miała lekko otwarty, oczkami nie strzygła. Chwilami poruszała się dostojnie, by po chwili podbiec odrobinę. Wszystko piechotą, na łapach, czy co tam wrony mają. Zaczęłam się zastanawiać dlaczego właściwie ona chodzi. Przecież umie latać, wrona jedna! Gdybym to ja umiała latać, to ho ho! Latałabym nieustannie. Spytałam wronę, czemu łazi miast latać. Popatrzyła na mnie z ukosa i słowo daję, że z politowaniem. Wyglądała przy tym na zirytowaną i lekko znudzoną. I wtedy dokonałam odkrycia - jej się latanie zwyczajnie znudziło! Jako małe ptaszę zapewne doczekać się nie mogła, aż rozwinie skrzydła efektywnie i efektownie. A kiedy już posiadła umiejętność, zwyczajnie umiejętność przestała ją bawić. No takie to przecież ludzkie. Znaczy wronie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz