"Kiedy przyszli po Żydów, nie protestowałem. Nie byłem przecież Żydem.
Kiedy przyszli po komunistów, nie protestowałem. Nie byłem przecież komunistą.
Kiedy przyszli po socjaldemokratów, nie protestowałem. Nie byłem przecież socjaldemokratą.
Kiedy przyszli po związkowców, nie protestowałem. Nie byłem przecież związkowcem.
Kiedy przyszli po mnie, nikt nie protestował. Nikogo już nie było."
Kiedy przyszli po komunistów, nie protestowałem. Nie byłem przecież komunistą.
Kiedy przyszli po socjaldemokratów, nie protestowałem. Nie byłem przecież socjaldemokratą.
Kiedy przyszli po związkowców, nie protestowałem. Nie byłem przecież związkowcem.
Kiedy przyszli po mnie, nikt nie protestował. Nikogo już nie było."
Powyższe słowa wypowiadał wielokrotnie niemiecki pastor Martin Niemoller, działacz antynazistowski. Zmieniał treść wypowiedzi zależnie od środowiska, do jakiego słowa kierował. W jego wypowiedziach pojawiali się także nieuleczalnie chorzy, prasa, kościół, cokolwiek. Albowiem cokolwiek może stać się powodem wykluczenia lub stygmatyzacji. Zależy to tylko od fobii i widzimisia wykluczającego mającego w momencie wykluczania władzę. A władza wieczna nie jest. Teoretycznie jest możliwe, że przyjdą też po wykluczających. Czy wtedy jeszcze ktokolwiek zostanie?