Postanowiłam dziś doprowadzić się do porządku, zmienić coś w sobie. Wybrałam się wreszcie, po ponad roku, do fryzjera. Ten najbliższy, kiedyś mi znany, jest teraz sklepem z tytoniem, kolejny to restauracja indyjska. Ten trochę dalszy stał się salonem gier. Upór we mnie narastał. Skoro już wreszcie się zdecydowałam, to znajdę jakiekolwiek fryzjera, znajdę i już. Po przejściu kilku przecznic znalazłam mały zakład, bardzo niemodny z równie niemodną panią fryzjerką (niemodny oznacza brak fajerwerków, błyskotek, głośnej muzyki itp). Pani na mnie popatrzyła i westchnęła, ale nie protestowała. Obcięła mi włosy tak, jak chciałam i zabrała się za modelowanie. Nie zdążyłam zaprotestować, pani przerwała swoje czary mary i powiedziała: no tak, chyba nie ma sensu. Zgodziłam się ochoczo, dokończyłam suszenie sama i odetchnęłam z ulgą. Zdarzają się mądre panie fryzjerki. Niektóre porywają się na modelowanie, najczęściej bezskutecznie, po kilku minutach moje włosy wracają do stanu początkowego. Od wielu lat je znam, wiem zatem, że jakakolwiek walka z nimi jest z góry skazana na porażkę. One mają swój pomysł na fryzurę, ja schodzę im z drogi, nie protestuję. I tak ponad pięćdziesiąt lat udało nam się przeżyć we względnej harmonii. W ramach zmian postanowiłam też dokupić nieco garderoby. Spodobała mi się jakaś bluzka, przymierzyłam i obejrzałam się w lustrze. Niekoniecznie się sobie spodobałam, nie kupiłam więc bluzki. Wracając do domu przemyślałam sprawę i doszłam do wniosku, że to nie z bluzką było coś nie tak. To ja wyglądam jakoś... staro. A może to lustro było jakieś złą magią nasączone?
Wymień lustro. Gośka wagę wymieniła i od razu jest lżejsza:)
OdpowiedzUsuńNa wadze to się powinno stawać odwrotnie - waga na górze, wtedy nabiera się znośnej lekkości bytu.
OdpowiedzUsuń