Spotkałam Rob Roya. W autobusie oczywiście. Stał sobie i patrzył przez okno, jak zwyczajny człowiek. Kiedy spojrzał na mnie, nogi się prawie pode mną ugięły. Uosobienie ciepła, łagodnej stanowczości, uczciwości... kawał porządnego człowieka, najprawdziwszy mężczyzna, w moim pojęciu rzecz jasna. Kawał, bo miał chyba ze dwa metry tej męskości, zielonkawe oczy i ciemne włosy. Rob Roy, Qui-Gonn Jinn, najjaśniejsza strona mocy. Popatrzyłam sobie z przyjemnością.
W wersji polskiej czy amerykańskiej ten Rob?
OdpowiedzUsuńW autobusach to tylko uczciwe ))
OdpowiedzUsuńPrzyznam się: lubię typ urody męskiej, jaki prezentuje Liam Neeson. A właściwie spokój, jaki od niego bije, opanowanie, czyste intencje, cokolwiek. No.
OdpowiedzUsuń