Dwaj napakowani kolesie rozkminiali swoje przeżycia ekstremalne. Głośno dość rozkminiali. Niemal każde zdanie zaczynało się od: "człowieku, k..., ale jazda! Potem następowały szczegóły. Szczegóły dotyczyły skoku jednego z nich na bungee, jazdy na jakimś młocie w lunaparku, wycieczki nad morze w bagażniku samochodu i wiele innych, równie ekstremalnych przeżyć. Generalnie chwalili sobie rozrywki wesołomiasteczkowe. Jeden z nich zadeklarował nawet chęć udania się do "Niemców", żeby zaliczyć rollercoaster jakiś wyjątkowy. Rozrywkowi młodzieńcy. Podróż w związku z nieczynnym mostem Łazienkowskim trwa długo, zatem długo wysłuchiwałam rozkminiania obficie okraszonego k...mi i tym podobnymi ozdobnikami. Jeden z nich opowiadał o świeżo chyba złamanej ręce, bo drugi mu doradzał masaże: mówię ci człowieku, k..., osiągasz w kilkanaście minut to, co sam osiągniesz w dwa tygodnie. A przy Bonifacego jest taka laseczka w przychodni, że r..bym, gdybym nie poszedł tam z moją. Przy mojej nie wypadało jakoś. Ta zadeklarowana subtelność uczuć w stosunku do "mojej" rozczuliła mnie w obliczu wydźwięku całości przemowy, naprawdę rozczuliła. I doszłam do wniosku, że Kornacka tak we mnie już siedzi, że przestaję młodzież rozumieć. Oni być może po prostu wyrażają uczucia innymi słowy, niż moje pokolenie zwykło było wyrażać, a ja się czepiam. Wychodząc nie odmówiłam sobie spojrzenia w ich stronę, spodziewając się wytatuowanych, napakowanych kiboli z łysymi czaszkami ozdobionymi bliznami zdobytymi w walce. Nic podobnego! Dwaj zwyczajnie wyglądający młodzieńcy, jeden nawet brodaty, taki duży miś. Ten drugi, z ręką na temblaku nieco mniejszych rozmiarów, ale z podobnie sympatyczną mordką. Ubrani wręcz metalowo, żadnych dresików, łańcuchów, szaliczków. Ot, zwyczajni młodzieńcy. O tempora, o mores! - westchnęła we mnie Kornacka. Ja natomiast poleciałam do wnuka przyjrzeć się, czy czasem nie zaczyna brodą obrastać i wypytać, czy bawi go rollercoaster.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz