Mam w pracy kolegę. Młody człowiek, nie z mojej bajki, ale sympatyczny. Czasem przychodzi do naszego pokoju ot tak, pogadac sobie. Dzisiaj przyszedł pogadać o psach. Od niedawna bowiem jest szczęśliwym posiadaczem uroczego psiaka - shih tzu. Piesio fajny, widziałam zdjęcia. Kolega opowiada o nim z ogniem. Tym razem był jednak zatroskany. Otóż piesek rzuca się na inne, najchętniej większe, psy z zamiarami nie do końca jasnymi. Weterynarz, któremu zgłosono problem zawyrokował, że psa trzeba wysterylizować. To nie wchodzi w grę, kolega ekologiczny jest, nie chce psa wynaturzać. Zatem, jak stwierdził, weterynarz, należy umożliwić psu kontakt z psią płcią przeciwną. Wtedy sie uspokoi. Kolega określił to dosłownie tak: no trzeba go dopuścić. Koleżance siedzącej obok się pyszczydło uśmiechnęło od razu - no oczywiście, każdy tego potrzebuje - rzekła. Ja zdębiałam i spontanicznie zareagowałam pytaniem retorycznym: ty sobie jajki robisz? Okazało się, że żadne jajki, taka prawda. Pies niedopuszczony agresywny być może, niespokojny, znerwicowany, sfrustrowany. Należy mu zatem dostarczyc ujścia owej frustracji. Pogadaliśmy jeszcze chwilę po czym wyszłam na papierosa z moim ulubionym pracowym kolegą, który raczył był wreszcie wrócić z urlopu. Przyglądam mu się, a on jakiś nerwowy taki, jak nie po urlopie. Nóżką przytupywał, ręka z zapalniczką mu drżała. Nie wytrzymałam, spytałam: a tobie co? frustracja jakaś cię dopadła? Przyznał się, że jakoś nerwowy się czuje ostatnio. Opowiedziałam mu historię shih tzu. Jak on na mnie spojrzał...
haaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa ,a sadzilas ze sie ucieszy?))
OdpowiedzUsuńNo mógłby ) Dla przyzwoitości )
OdpowiedzUsuń