sobota, 15 października 2016

Zakochany pan dres

Wyruszyłam w świat tramwajem. Jedyne wolne miejsce było obok pana dresa roztaczającego wokół siebie woń piwa. Otwartą butelkę zresztą trzymał w dłoni. Pan dres był młody, markowy, łysy, odpowiednio ukarkowany. Na policzku miał szeroką poprzeczną bliznę. Ale co tam, ja nie ułomek i się byle dresa nie przestraszę. Grzecznie mruknęłam "przepraszam", bo pan dres oczywiście nóżki w zachęcającym rozkroku trzymawszy blokował siedzenie obok. Spojrzał na mnie z dezaprobatą, ale nóżkom swoim kąt rozwarcia zmniejszył. Usiadłam. Ale kiedy na mnie tak spojrzał, zauważyłam, że ma niezwykle piękne, zielone oczy. Dobre takie.  No ale wyglądał, jak wyglądał, siedziałam cicho. W pewnym momencie wyjął telefon i gdzieś zadzwonił, do kobiety znaczy, bo mówił jej, że źle postąpiła i teraz on będzie musiał spać na dworcu. No żal mi się go zrobiło. Coś jeszcze do słuchawki mówił i mówił, w końcu nieco głośnej powiedział, że ona (ta kobieta ze słuchawki, jak mniemam) przypał mu robi, bo ludzie słuchają, jak on o takich sprawach publicznie rozprawia. Ujął mnie tym po kokardki, aż się do niego uśmiechnęłam i szepnęłam, że wszystko będzie dobrze. Skończył rozmowę, popatrzył na mnie groźnie i już myślałam, że mnie zruga niewybrednie, ale nie. Zapytał: no jak może być dobrze, skoro ona... Tu popatrzył na mnie jeszcze raz i spytał: pani jest z Pragi? Potwierdziłam, że tak, przecież się dzielnicy nie wstydzę. I tu pan dres w długich żołnierskich słowach wyjaśnił mi swój problem. Gdybym była z Żoliborza na przykład, to pewnie by się męczył słowa uprzejme dobierając. A tak sobie pozwolił zrozumiale. Ja sobie jednakże pozwolę przetłumaczyć, bo nie wiem, czy klawiatura by niektóre słowa przyjęła - otóż owa kobieta z telefonu szlaja się po wszystkich okolicznych rogach, puszcza z każdym, kto się nawinie, a jego, pana dresa znaczy, zwodzi i kantuje. No to spytałam po co mu taka impreza. Uśmiechnął się wtedy oczami ciepło i powiedział poważnie: bo ja jej chcę pomóc. Od razu zrozumiałam, że zakochany po uszy! Dałam mu kilka złotych rad, że niby ma pomagać, bo to może nie jest zła kobieta, tylko pogubiona. Że ja wiedźma taka jestem i widzę, że wszystko się ułoży. Że widzę, że dobry człowiek z niego i będę trzymać kciuki, żeby mu się udało. Pan dres patrzył na mnie i patrzył. W końcu wziął telefon do ręki i zaproponował: to może pani z nią porozmawia? Odmówiłam oczywiście, ale poradziłam mu, żeby dzwoniąc do niej każdą rozmowę zaczynał od "kocham cię" i "tęsknię za tobą".  Wytłumaczyłam, że okazywanie uczuć jest zadziwiająco skuteczne w stosunkach dwustronnych i może prowadzić do zadzierzgnięcia. Podziękował i pożegnaliśmy się wylewnie, to znaczy ja go klepnęłam w udresione kolano, on mnie pogłaskał po ramieniu. Kiedy się obejrzałam stojąc już przy drzwiach wyjściowych dzwonił znów. Zaczął od "kocham Cię pysiu". Wzruszył mnie po kokardki. Nie tylko mnie chyba, bo siedzący wokół ludzie mieli ciepłe uśmiechy na twarzy. Pomachałam mu na pożegnanie i poszłam w świat, lepszy jakiś od tej chwili. A Wam i sobie tylko takich telefonów życzę.

2 komentarze:

  1. a niedoczekanie Twoje ,zebym takie dyrdymaly zaczal wyprawiac )) ale Czesi to pewnie biora jak na haczyk))

    OdpowiedzUsuń
  2. Czech odwołany. A jeśli ktoś do mnie zadzwoni z takim tekstem, to jest mój.

    OdpowiedzUsuń