środa, 19 października 2011

Lampa

Mimo włączonego ogrzewania budzę się rano lekko zmarznięta. Postanowiłam więc, jak niedźwiedź, przygotować się do chłodów. Kupiłam sobie cieplejsze buty. Zwyczajne takie, wysokie, sznurowane, trochę wojskowe. Lubię kontrasty, zatem kupiłam też zwiewną spódnicę. Niestety, okazało się, że ma trochę przyszytych cekinków, a ja błyszczenia nie znoszę. Pewnie więc spędzę któryś wieczór na ich odrywaniu, a cekinki wykorzystam do zrobienia abażuru. Będzie dawał kalejdoskopowe światło w zimowe wieczory, ciepłe i migotliwe, jak moje myśli jesienne. Przypomniałam sobie lampę, która stała w moim rodzinnym domu - była połączona ze stolikiem i oplecionym jakimiś żyłkami gazetownikiem. Taka chyba była wówczas moda. Lampa miała zielony abażur i dawała wyjątkowo zimne światło. Obiecałam sobie wtedy, że nigdy w moim domu nie będzie zimna. Słowa dotrzymałam - kolory w moim domu dają ciepło i poczucie bezpieczeństwa. Zapachy wzmacniają to wrażenie. Brakuje mi tylko dźwięku, w dalszym ciągu szukam dzwoneczków. Kiedyś bywało ich sporo w sklepach indyjskich choćby, teraz szukam i szukam. Ale uparłam się na nie mocno. Niech mi pobrzękują delikatnie i marząco, bez względu na porę roku. Będą poprawiać mój nastrój, jeśli go nadwyrężę gdzieś "w świecie". Otulę się, okokonię i zapadnę w zimowy sen.

1 komentarz:

  1. spróbuj dzwoneczka z zawieszonych kijków bambusowych . to powinien byc wój dżwięk

    OdpowiedzUsuń