sobota, 1 października 2011

In vino veritas

W dużej donicy posadziłam wiosną dzikie wino. Coraz dłuższe pędy owijałam wokół barierki balkonu. Teraz patrząc przez okno widzę barwy, jakich nie umiem opisać. Wszystkie odcienie rudości, żółci, brązu przenikają się wzajemnie tworząc wzruszający widok. Aż mnie boli w człowieku, gdy na to patrzę. Kupiłam sobie dziś słoneczniki do wazonu. Musiałam trochę skrócić łodygi. Ich faktury też nie umiem opisać. W zetknięciu z nimi moja skóra aż chrzęściła i pokrywała się gęsią skórką upodobniając się do słonecznikowych łodyg. Wiele już razy czułam ubóstwo swojego języka, nieumiejętność opisania tego, co widzę, czuję. Dziś poczułam to wyjątkowo silnie. Brak mi słów, brak mi ich smaku i zapachu, faktury. To dzikie wino aż krzyczy do mnie swoimi kolorami, a ja nie umiem wydusić z siebie sensownego słowa. Zazdroszczę brzydko tym, którzy umieją.

Słoneczniki na życzenie. Dzikiemu winu nie mam odwagi zrobić zdjęcia. Boję się, że straci swoje piękno.

2 komentarze: