Pan ubrany był w fufajkę i coś dłubał. Podeszłam bliżej. Okazało się, że pan dłubie jakieś paskudnawe słoneczniki na jaskrawym, niebieskim tle. Zainteresowało mnie, czym ten pan dłubie. Było to niewielkie drewienko z oczkiem, jak w igle. Przechodziła przez owo uszko paskudnie niebieska nitka. A pan wkłuwał się w jakąś tkaninę i robił pętelki. Miejsce koło miejsca. Pomijam wartość artystyczną, przyrząd do dłubania był bezkonkurencyjny. Przykucnęłam obok pana, spytawszy uprzednio, czy mogę się przyjrzeć. Patrzyłam z jaką precyzją i łatwością odbywa się dłubanie. Pan zaczął śpiewnym akcentem opowiadać o przyrządzie, że można regulować wysokość pętelki, że wkłuwa się w każdy prawie materiał. Byłam coraz bardziej zainteresowana, zarówno dłubaniem, jak śpiewnym akcentem. Obejrzałam dłubanie z każdej strony: lewej i prawej. I pomyślałam, że też chciałabym podłubać. Kiedyś robiłam makramy i inne sznurkowe cuda. Pan zademonstrował mi działanie przyrządu do dłubania bardzo dokładnie, przyrząd nabyłam. Po czym wysłuchałam instrukcji, jak zbudować ramę do dłubania. W pewnym momencie pan użył słowa "płaskogubcy" i próbował znaleźć polski odpowiednik. Odruchowo podpowiedziałam "kombinerki". Oblicze pana rozjaśniło się złotozębnym uśmiechem i dalsza część rozmowy odbyła się już po rosyjsku. Dostałam przyrząd, instrukcje, jak zmieniać stopniowo wysokość pętelek, żeby uzyskać efekt wypukłości, na koniec zostałam pogłaskana po głowie i pan życzył mi uspiechow. Szukam teraz płótna, ramę już mam. Muszę tylko powbijać w nią gwoździki urywając im wcześniej łebki płaskogubcami.
jeśli sie chcesz namęczyć to proszę bardzo . do urywania łebków gwozdzi znacznie lepsze są cęgi . ale jesli ilosc duza i tak odcisków nie unikniesz
OdpowiedzUsuń