niedziela, 25 marca 2012

Granatowy łosoś

Rzadko dostaję kwiaty. Tym razem dostałam ich dużo i .. piękne. Już w piątek miła pani przyniosła mi 7 czerwonych róż od... nieznajomego. A w sobotę dostałam od brata zielone róże. Pierwszy raz takie widziałam, są urocze. Dostałam też biały storczyk, zapewne jako domniemanie mojej niewinności. Stanął sobie na parapecie kuchennym i patrząc na niego oczyszczam duszę ze złych emocji. A przecież ja nie lubię storczyków...
Zapowiedziałam rodzinie, że zamierzam co roku już obchodzić urodziny, bo w końcu nie wiem, ile mi ich jeszcze zostało. Moje dzieci nie byłyby sobą, żeby tego nie skomentowały. Zaproponowały przyspieszone obchodzenie, co miesiąc. Nie dopytałam przezornie, czy oznacza to, że chciałyby mnie się wcześniej pozbyć, czy im miło obchodzić w tym gronie. Wolę tę drugą wersję i tej będę się trzymać.
Liczyłam bardzo na obecność zięciów, albowiem od dłuższego czasu chodzi za mną czwarty wymiar. Chciałam, żeby mi to któryś z nich wytłumaczył, przystępnie wytłumaczył. Niestety, żaden tego nie zrobił. W związku z tym moje staranne przygotowanie kulinariów minęło się z celem, no. Brat co prawda pochwalił mojego pstrąga, upieczonego zgodnie z przepisem Tojkowego syna, nieco zmodyfikowanym, ale teorii względności też nie wytłumaczył. Nie pomogła nawet przystawka w postaci łososia wędzonego, na roszponce, z białym pieprzem i owocami granatu. Pozostanę względnie nieuświadomiona w teorii względności, ale za to zaczytana w nowych książkach. Jedna z nich to "Podróż na Wschód" Joanny Sypuły-Gliwy. Czytając wędrowałam po znanych mi miejscach: Grodnie, Wołkowysku, Mohilanach. Moja sentymentalna podróż.

Granatowy łosoś.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz