wtorek, 20 marca 2012

Kot na zimnym dachu

Wiosna. Ptaszkowie wszem i wobec głoszą jej nadejście świergotem. Kotki po gorących, blaszanych dachach szukają partnera do miłosnych harców. Wszystkie tramwaje są już zwane pożądaniem. Deszcz też jakoś chutliwie pada. Nic dziwnego, że ludzie mylą miłość z objawami chorób klinicznych. Serce tłucze się w piersi, jak szalone na widok ukochanego? Nie, to tylko arytmia. Kolana drżą, dłonie też? Parkinson. Przylepiony do twarzy uśmiech na myśl o ukochanym? Z dużym prawdopodobieństwem to tylko porażenie mięśni twarzy. Nie możesz przestać myśleć o obiekcie westchnień swych? Zwykła nerwica natręctw. A jeśli nie możesz spokojnie w miejscu usiedzieć, to hemoroidy lub owsiki, a nie miłość.
Właściwie co do wiosny też nie ma pewności. Pewien kot bowiem przedzierając się przez zaspy, z trudem odrywając łapy od zmarzniętego dachu krzyczał wniebogłosy: No gdzie ta wiosna do jasnej cholery? No gdzie? Marzec diabli nadali, a tu zimno i wieje jak w kieleckim! Ludzie słysząc wrzaski kocura kiwali porozumiewawczo głowami i z uśmiechem mówili: Wiosna idzie, koty marcują, a kota nie oszukasz.
Tekst powyższy napisała Stara Kornacka.

1 komentarz: