wtorek, 4 września 2012

Wszystkie moje dzieci

Stałam przy kuchni, jak dyplomowany garnkotłuk przez kilka godzin. Dzieci moje bowiem zażyczyły sobie kopytka z bitkami wołowymi. Przygotowanie mięsa to mały pikuś w porównaniu z przygotowaniem kopytek z 5 kg ziemniaków. Tyle bowiem wynosi średnia dla moich zięciów, plus kilka dla mnie na następny dzień. Pożarli wszystko w tak krótkim czasie, że zaczęłam się zastanawiać nad stosunkiem czasu międlenia kluchów do czasu ich znikania. Straszne wnioski wyciągnęłam! Nie wiem, kiedy następny raz dam się namówić na robienie kopytek. Nie zdążyłam zrobić buraczków na ciepło, była zwykła sałatka z pomidorów. I pyszczyli dranie! Skoncentrowali się na braku buraczków, zamiast na wspaniałości smaku kopytek i mięsa. Muszę to przemyśleć. Tym bardziej, że zlekceważyli makaronowe muszle zapiekane ze szpinakiem i fetą. A moim zdaniem były pyszne.
Zawód spowodowany brakiem należytej wdzięczności za jadło odbiłam sobie obserwując wnuki. Świetnie się ze sobą bawią. Aż serce roście, kiedy się na nich patrzy. Niestety, moje koty są innego zdania. Zaraza uciekła przed najazdem wnukohunów do łazienki, a Gangrena schowała się w szafie. Wyszły potem obie przeciągając się z zadowoleniem, z pytaniem widocznym w zielonych i bursztynowych oczach: poszli już? I natychmiast wskoczyły do mojego łóżka, nie kłócąc się nawet o miejsce tym razem.
A ja posprzątałam, pouśmiechałam się do siebie na wspomnienie wszystkich moich dzieci przy jednym stole i z zadowoleniem przeciągnęłam się leniwie zasiadając do książki. Z konieczności powtarzam Folleta, bo pamiętniki Małgorzaty de Valois jeszcze nie nadeszły. A zapowiadają się smakowicie. Margot była jedną z pierwszych feministek. I zapewne, gdyby nie urodzenie w rodzinie królewskiej, spłonęłaby na stosie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz