Wyglądam, jak wyglądam, nic nie poradzę. Pan doktor w piątek powiedział, że zatrzyma mnie w szpitalu za sam wygląd. Widocznie się poprawił, bo nie zatrzymał. Wygląd, nie pan doktor. Ale dzisiaj na ulicy zatrzymała mnie Cyganka. Nie krzyczę z miejsca "a kysz", kiedy nie wiem, o co chodzi. Zaczęła zapewne standardowym tekstem, żem dobra kobieta, ale nerwowa itd. Podziękowałam uprzejmie i chciałam pójść swoją drogą, ale miałam znikomą siłę przekonywania, bo kobieta tkwiła uczepiona mojego rękawa i kazała mi dotykać kart, tak mi się przynajmniej wydaje. Nie byłam w stanie się od niej uwolnić, a nieuprzejma nie miałam siły być, ani też raczej nie potrafię. Gdybym miała więcej siły moje "dziękuję, nie trzeba" brzmiałoby pewnie bardziej przekonująco, a tak... efekt zerowy. Jakaś pani, mniej więcej w moim wieku, przechodząc obok zaczęła dawać mi jakieś znaki głową. Zauważyła chyba moje bezowocne próby uwolnienia się, bo podeszła zdecydowanym krokiem mówiąc: cześć! co tu robisz? dawno się nie widziałyśmy. I odciągnęła mnie od tej, co wróżyć chciała. Poszła ze mną kawałek przepraszając, że tak zaczepiła, ale, jak opowiadała, już wielokrotnie widziała, jak okradano takie sieroty, jak ja i nie mogła patrzeć. Bardzo uprzejmie jej podziękowałam. Kiedy ona mi tłumaczyła pojawił się obok jakiś pan i pytał, czy coś się stało i czy może pomóc. Podziękowałam tym dobrym ludziom i wstyd mi się zrobiło, żem taka gapa nieziemska. Z drugiej strony pomyślałam, że biorąc pod uwagę to, co mnie ostatnio spotyka ze strony różnych ludzi jest wspaniałe i przestanę może wreszcie być cyniczna. Od dawna nie doświadczyłam tyle ciepła, zainteresowania i pomocy od różnych osób, również tych całkiem obcych. Nie wspominając o bliskich.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz