piątek, 26 kwietnia 2013

Dolce far niente

Fajny ten szpital, hamerykański taki. Pani pielęgniarka nie budzi podaniem termometru, chodzi z takim przyrządem na podczerwień i pstryka z niego w pacjenta informując o stanie gorączkowym. Posiłki jak w samolocie - katering. Smaczne nawet, a ilością dałoby się obdzielić ze trzy takie "jadki", jak ja. Słowem: dolce vita i far niente. Poza badaniami, które są dość uciążliwe i rozciągnięte w czasie do niemożliwości. Wczoraj rano była tylko spirometria i ku memu zaskoczeniu wyniki bardzo dobre. Po tylu latach palenia spodziewałam się znacznie gorszych. Nie wiem natomiast, jak wyniki tomografii, którą dziś powtórzono, by ją porównać z tą sprzed miesiąca. To mi powie pan doktor w poniedziałek i od tego zależy dalsze postępowanie. Albo bronchoskopia i inne takie, albo do domu i kontrola za jakiś czas. Niestety po konsultacji u dermatologa okazało się, że dostałam kolejny termin hospitalizacji, 1 lipca, tym razem na oddziale dermatologii, bo trzeba pobrać próbki i zrobić testy (jeszcze kilka konsultacji i do końca roku oblecę wszystkie oddziały!).
Tu, na oddziale pulmonologii poczułam się nieco raźniej wiedząc, że nie mnie jedną podejrzewa się o to rzadkie coś. Na pięć pań w pokoju trzy to właśnie diagnostyka sarkoidozy. Niewielkie to pocieszenie, ale zawsze w kupie cieplej. No. Czytam sobie do wypęku, byczę się, jak agent Tomek w sejmie. Już nawet nie pobekuję, że taka nieszczęśliwa jestem i w ogóle. Dzieci dopieszczają, czym mogą. Panie w pokoju sympatyczne i znają Józefa. Z pracy dzwonią, by dopytać, jak się czuję, a nie pogonić do roboty... No, tak to ja mogę się hospitalizować do upojenia... kontrastem do tomografii.

2 komentarze:

  1. Wyjatkowe to zawsze musza miec wszystko....unikalne )))))))

    OdpowiedzUsuń
  2. W tym przypadku wolałabym jakąś standardową grypę albo co ).

    OdpowiedzUsuń