sobota, 29 sierpnia 2015

Kornacka bez szans

Kilka dni temu spadł w Warszawie deszcz. Zaczęło lać tuż po moim wyjściu z autobusu, toteż przemokłam po kokardy.Sprawiło mi to nawet pewną przyjemność, to zmoknięcie. Spragniona była bowiem deszczu, jak kania dżdżu. Dżdż chętnie padał i zmókł mnie, jak wspomniałam po kokardy. Efektem jest dzisiejszy katar i ogólnie kiepskie samopoczucie. Zrobić zakupy jednakże byłam zmuszona, toteż spytałam sąsiada (co mnie podkusiło!), czy uda się ze mną w celu wspomnianym. Udał się. Szybko okazało się, że to był kiepski pomysł. Kiedy jestem "zadżdżona", chodzę, jak zombie - bez ładu i składu. Bardzo szybko spowodowałam wypadek - tuż po wejściu do sklepu. Jak ja przewróciłam koszyk tego pana, nie mam pojęcia... no ale przewróciłam. Było mi autentycznie przykro, co zaprezentowałam paszczowo i gestem. Pan uśmiał się, bo rzeczywiście sztuką było się o jego wózek potknąć, a sąsiad skomentował: no i jak ta kobieta łazi, jak nie wiem co. Chciałam warknąć, ale nie konweniowałoby to z moją postawą winowajcy, więc zdusiłam w zarodku, co mi się cisnęło. Na tym jednakże, cholera, nie koniec. Kupiłam sobie włoszczyznę i nogi kurzęce na rosół, chusteczki do nosa i do kasy. Sąsiad za mną. Przy kasie zdziwiłam się, że tak mało płacę, pani się uprzejmie uśmiechała, mnie w myślach roiły się kolosalne oszczędności (i na co ja to wydam?) i wtedy przypomniałam sobie, że nie kupiłam lodów. Doniosłam lody, a sąsiad oczywiście marudził. Po wyjściu ze sklepu spytałam go grzecznie, czemu tak marudzi. Wybąkał, że jak mężczyzna chory, to marudny. Pozwoliłam sobie nie skomentować, choć z gardła aż się stosowne wyrazy wyrywały. Zapaliłam sobie w związku z tym. Sąsiadowi poziom "maruda" wzrósł o jakiś jeden punkt. Tuż przy domu weszliśmy jeszcze do małego sklepiku po colę. Pryz okazji poczułam, że ja ten rosół muszę teraz zaraz, natychmiast. Kupiłam chiński rosołek, wiem, że paskudztwo, ale zanim ja ugotuję swój, to mnie zassie na amen. Sąsiad skomentował marudnie, że jeszcze tylko tego brakowało na mój żołądek. Niby miał rację, ale... Na szczęście pani sprzedawczyni skomplementowała moją bluzkę mówiąc, że widzi mnie w niej już drugi raz i bardzo jej się podoba. Odrzekłam zgodnie z prawdą, że mnie też i podziękowałam za bardzo potrzebne mi w kontekście sąsiada-marudy dobre słowo. I wreszcie nadeszła chwila małej satysfakcji. Po zakupy udaję się zwykle z wiklinowym koszykiem, jako i tym razem. Klucze były na samym dnie, pod zakupami, o czym nie omieszkałam poinformować radośnie sąsiada, który wyrwał do przodu. Nawet się zaśmiałam (słowo daję, że nieświadomie!), jak złoczyńca w jakimś filmie. Takie gardłowe ha ha! Bosko mi wyszło. Sąsiad jednakże nie docenił albo też wyczerpał siły, bo uśmiechnięty grzebał z anielską cierpliwością w koszyku. Tymczasem otworzyłam sobie drzwi kodem. Do czwartego piętra próbowałam sąsiada uwrażliwić na poprawność językową opowiadając mu o ostatnim wyczynie pani Pawłowicz. Otóż rzeczona pani użyła w jakimś swoim tekście zarzucającym komuś braki w wykształceniu, słowa :wziąść".  Ktoś pani napisał, że poprawna jest forma "wziąć". Pani Pawłowicz z właściwą sobie subtelnością wytłumaczyła, że ona ma rację, że może według szkoły pruszkowskiej to jest wziąć, a prawdziwie polska szkoła używa "wziąść". Tak ją w szkole uczyli i ona tak będzie pisać. A w ogóle skrócona forma jest, bo lewactwo wszystko skraca. Te wszystkie :nara", "spoko" i, jak rozumiem, "wziąć" - też skróciło. I ona protestuje. Sąsiad albo nie dosłyszał, albo nie zrozumiał, albo mu się nie chciało gadać, bo nie reagował na moje zaczepki tematem pani Pawłowicz. Dotarliśmy do domu, grzecznie podziękowałam. Zamknąwszy drzwi odetchnęłam głęboko, napawając się własnym szczęściem, nie zmąconym niczyją obecnością. Żadnego marudzenia typu "a po co to kupiłaś? a gdzie byłaś?". Koty ledwo miauknęły wyczuwając chyba mój nastrój. Głębokie, acz lewacko skrócone, westchnienie ulgi wydobyło się ze świstem z mojej lekko zainfekowanej piersi. Kornacka nie miała szans wychylić nawet czubka nosa, takie szczęście poczułam. Po kokardy!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz