czwartek, 25 sierpnia 2011

(C)humorzasto

Wczoraj, podczas burzy, z przyjemnością patrzyłam w niebo. Pojawiły się bowiem zadziwiające chmury, apokaliptyczne i groźne, jak w katastroficznych filmach amerykańskich. Pomyślałam, że ktoś, tam w górze, robi sobie sorbet, tak bardzo przypominały mgłę z maszyny do sorbetu, którą kiedyś widziałam. Opanowały stopniowo niebo kłębiąc się i przewalając ciężko, z mozołem. Potem lunął deszcz, dokładnie w momencie mojego wychodzenia z pracy. Oczywiście nie miałam parasolki. Po chwili miałam mokre do kolan spodnie i mogłam niemal startować w wyborach miss mokrego podkoszulka. Kiedy przechodziłam przejściem podziemnym, jakiś pan, suchutki całkiem, jak pieprz suchutki, spytał, czy wciąż pada. Rozbawiło mnie to bardzo, więc odpowiedziałam, że nie zauważyłam. To z kolei rozbawiło pana, pośmieliśmy się więc do siebie będąc w dwóch krańcowych stadiach zamoczenia: on 0, ja 10 na 10.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz