wtorek, 2 sierpnia 2011

Warszawiak

Stałam na przystanku wracając z pracy, kiedy zawyły syreny. Stanęły autobusy i tramwaje, większość ludzi zatrzymała się, mam nadzieję z powagą. Dwóch kilkunastoletnich młodzieńców stojących też na przystanku rozmawiało sobie głośno się śmiejąc. I wtedy odezwał się starszy pan o nieokreślonym wieku i dystyngowanym wyglądzie. Zaczął tak: jesteście młodzi, nie pamiętacie. W czterdziestym czwartym tysiące warszawiaków postanowiło walczyć o swoje miasto, w tym wielu takich smarkaczy, jak wy.... I popłynęła opowieść. Pan walczył na Woli, ale o rzezi wolskiej nie wspomniał. Mówił, jak bardzo marzyła się jemu wolność. Chłopcy stali słuchając, reszta ludzi na przystanku też. Podjechał mój autobus. Pierwszy raz chyba żałowałam, że tak szybko.
Bez względu na tragizm tamtych czasów, bez względu na racjonalizm lub jego brak, ludziom walczącym w powstaniu należy się szacunek. Nie podoba mi się używanie śmierci dwustu tysięcy warszawiaków do celów politycznych. Mam wrażenie, że to handel wartościami, przeciąganie pseudopatriotycznej liny. Bardzo trafnie, choć dosadnie (nadmiernie dosadnie nawet) dzisiejszą atmosferę wokół powstania określił T.Lis we Wprost: erekcja emocjonalna. Obyśmy nie doczekali ejakulacji.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz