niedziela, 13 listopada 2011

Głos w próżni gęby...

Nigdy nie zastanawiałam się nad swoim głosem. Ot, był. Służył jako środek do komunikacji z ludźmi, zgodnie z przeznaczeniem. Teraz, kiedy moje struny głosowe odmawiają mi posłuszeństwa, zaczynam o swoim głosie myśleć coraz częściej. Zastanawiam się, co będzie, jeśli zamilknę? Jeśli nie będę już w stanie wydobyć z siebie żadnego dźwięku? Rozmawiając z kimś teraz, słyszę swój - nieswój głos i czasem jestem przerażona. To nie ja, ja mówię przecież inaczej! Głos mi się łamie, chrypi, zanika. I nie jest to już kwestia częstych przeziębień, coś dziwnego się z moim głosem dzieje. Brzmi sztucznie, chrapliwie, nieładnie. I nic na to poradzić nie mogę. Do głosu pani Senyszyn jeszcze mi daleko, zresztą zamilknę ze wstydu zanim się całkiem upodobni.

2 komentarze:

  1. Bo jednak paszczowe porozumienie jest najlepsze...ale podoba mi sie Twój zachrypnięty głos... czasem trudno wyczuć modulacje i sens bywa dwuznaczny ...ale jestem pewna, ze na (...)- telefon jest w sam raz ;)))

    OdpowiedzUsuń
  2. Wstydzę się swojego głosu, kiedy jest taki zachrypnięty. A teraz jest.

    OdpowiedzUsuń