Nigdy nie zastanawiałam się nad swoim głosem. Ot, był. Służył jako środek do komunikacji z ludźmi, zgodnie z przeznaczeniem. Teraz, kiedy moje struny głosowe odmawiają mi posłuszeństwa, zaczynam o swoim głosie myśleć coraz częściej. Zastanawiam się, co będzie, jeśli zamilknę? Jeśli nie będę już w stanie wydobyć z siebie żadnego dźwięku? Rozmawiając z kimś teraz, słyszę swój - nieswój głos i czasem jestem przerażona. To nie ja, ja mówię przecież inaczej! Głos mi się łamie, chrypi, zanika. I nie jest to już kwestia częstych przeziębień, coś dziwnego się z moim głosem dzieje. Brzmi sztucznie, chrapliwie, nieładnie. I nic na to poradzić nie mogę. Do głosu pani Senyszyn jeszcze mi daleko, zresztą zamilknę ze wstydu zanim się całkiem upodobni.
Bo jednak paszczowe porozumienie jest najlepsze...ale podoba mi sie Twój zachrypnięty głos... czasem trudno wyczuć modulacje i sens bywa dwuznaczny ...ale jestem pewna, ze na (...)- telefon jest w sam raz ;)))
OdpowiedzUsuńWstydzę się swojego głosu, kiedy jest taki zachrypnięty. A teraz jest.
OdpowiedzUsuń