Pierwszy śnieg pojawia się na świecie, jak młode dziewczę, naiwne i nieśmiałe. Z entuzjazmem okrywa drzewa i ulice. Wciska się ze swoją białą świeżością w każdy zakątek. Kiedy już okrzepnie, zauważa, że ludzie depczą po nim, nie zwracając na niego uwagi. Że narzekają pod nosem na zimno i wilgoć. Czasem roztapia się zupełnie, chowając swoją urażoną biel. Wraca, wyciągnąwszy wnioski opada na ziemię ciężko, zdecydowanie. I zalega coraz bardziej zimny i coraz bardziej okrzepnięty. Za nic już ma to, że wciąż po nim się depcze, że odsuwa się go z najbardziej uczęszczanych dróg. Krzepnie, zacina się i trwa. Z czasem traci swoją biel, staje się pełen brudu codzienności. Nie zwraca już na to uwagi - byle wytrwać, byle być. Wiosną z trudem zaczyna rozumieć, że jego czas minął. Odchodzi stopniowo, znudzony powtarzalnością brudnej bieli. Wreszcie znika zupełnie. Wtedy czasem ktoś szepnie: lubię śnieg, szkoda, że już go nie ma.
Jest w tym jakaś prawidłowość...gdyby odchodził biały, czysty śnieg...byłoby żal a brudny ? niech odchodzi w cholere...
OdpowiedzUsuńWięc zaśpiewam przekornie..."Bo mnie jest szkoda lata i złotych, letnich wspomnień..."
:)
a ja lubię, mimo wszystko, popatrzeć sobie na ....śnieżynki....)))
OdpowiedzUsuńWszystko, co nowe i świeże jest atrakcyjne ).
OdpowiedzUsuńhmmm....ale była mowa o śnieżynkach.....a nie o...świeżynkach....)))
OdpowiedzUsuńA jest różnica? ))
OdpowiedzUsuńjest, wszystko jest piękne
OdpowiedzUsuń