Za ścianą słychać było podniesiony męski głos i w odpowiedzi płaczliwe skamlanie kobiety. Trwało to jakiś czas i narastało. Wypił tylko dwa piwa, więc wezbrała w nim szlachetna natura obrońcy uciśnionych. Poszedł. Po niedługiej chwili wrócił i powiedział żonie, że zagroził sąsiadowi policją. Za ścianą ucichło. Mógł znów spokojnie usiąść przed telewizorem z kolejnym piwem w ręku. Nie pamięta, po którym piwie nie spodobał mu się sposób, w jaki żona usiadła w fotelu. A może zirytował go szelest przewracanych kartek książki? Wstał i otwartą dłonią uderzył żonę w twarz. Nie chciał, żeby ją zabolało. Wystarczyło mu, że poczuła się upokorzona. A płakać przecież z tak błahego powodu nie będzie, już się tego nauczyła. JEGO kobieta zna swoje miejsce i nie skamle płaczliwie. Nikt z sąsiadów nie musi interweniować.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz