wtorek, 22 stycznia 2013

to samo, co zwykle...

Nie miałam w tym roku okazji zobaczyć świątecznego oświetlenia Starówki, aż do dzisiaj. Nie ma już klimatu świąt, ale wciąż jest ładnie, szczególnie po zmroku. 
Odwiedziłam Stare Miasto oczywiście z powodu wizyty u lekarza. I tym razem był jakiś nowy lekarz. Starszy pan, o połowę głowy ode mnie niższy i bardzo ... lakoniczny. Powiedział "dzień dobry", spytał, co mi dolega poza kaszlem i zamilkł. Osłuchał, zajrzał w gardło i zasiadł przy komputerze. Bez słowa. Badanie zajęło mu około 3-4 minut, wypełnianie czegoś tam w komputerze na pewno ponad 10 minut. Efektem wypełniania rubryczek okazała się pięknie wydrukowana recepta. Niestety, na antybiotyk, którego nie mogę brać. "I co ja teraz zrobię?" - mruknął. Tym razem ja byłam lakoniczna i nie rzekłam ani słowa. Postukał w klawisze i wyskoczyła druga recepta. "Na recepcie jest sposób przyjmowania" - znów wydał z siebie głos, spytał jeszcze tylko, czy pracuję w sobotę, wypełnił druk zwolnienia (tym razem ręcznie) i powiedział "do widzenia". Nie powiedział, co mi jest, nie zainteresował się samopoczuciem, lakonicznie spławił jednym słowem. Na szczęście znam swój organizm i wiem, co mi jest (czyli to samo, co zwykle). I coraz bardziej jestem ciekawa, kogo zastanę w gabinecie następnym razem.

2 komentarze:

  1. Niezwykle jest to,ze zawsze dolega Ci to co zwykle....

    OdpowiedzUsuń
  2. To jakiś błąd genetyczny zapewne ))

    OdpowiedzUsuń