wtorek, 1 stycznia 2013

Ja się Boya nie bojem...

Słówka

Gdy coś mnie nadto wzruszy
Lub serce mi podrażni,
Chowam się aż po uszy
Do swojej wyobraźni.

Tam, o każdziutkiej porze,
Schronienie mam zaciszne,
Gdzie myśl wyprawiać może
Przeróżne rzeczy śmiszne.

Miast czerpać próżną chwałę
W tym, że jak z książki gada,
W głupiutkie słówka małę
Calutka się rozpada.

Te słówka mi uciechy
Sprawiają nieraz mnóstwo,
Lubię ich puste śmiechy
I ducha ich ubóstwo.

Jak błazenkowie mali
Słówko się z słówkiem cacka,
To jęzor mu wywali,
To szczypnie je znienacka.

Jedno przez drugie hasa
Wydając kwik wesoły,
Niby dzieciaków masa,
Gdy wyrwie się ze szkoły.

Jednemu w tej pogoni
Pąsem nabiegną lice,
Gdy żywszy ruch odsłoni
Młodziutkich płci różnice.

Inne, troszeczkę z boku,
Przystanie gdzieś nieśmiele
I stoi, z mgiełką w oku,
Jak zadumane cielę;

Te dwa, w pustocie nowej,
Objęły się przyjemnie
I same w rym gotowy
Splatają się beze mnie;

Ja patrzę na niewinne 
Figielki miłych dziatek
I wolę niźli inne
Ten mały, własny światek...

/T.Żeleński/

Nic dodać, nic ująć. Jestem takie właśnie zadumane cielę. Przystanęłam sobie nieśmiele i mgli mnie w oczach. No.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz