niedziela, 20 stycznia 2013

Wypełniacze duszy

Jeszcze

…więc jak się już ma psa i kota, miłe mieszkanko spółdzielcze,
I wszystko się w naszym życiu układa tak plus-minus znośnie,
I gdy się w tym życiu już miało tę pewną ilość dziewczyn,
A właśnie jest popołudnie, i słońce świeci skośnie,

To dobrze jest usiąść w fotelu, a kot niech się zwinie obok,
I żeby w zasięgu ręki było koniecznie pół czarnej,
A radio niech gra Gershwina, a my, kiwając nogą,
W ten skośny promień puszczamy dym z papierosa Carmen.

Na półkach piętrzą się książki, i pył z nich wiruje w słońcu,
I wszystko jest złotobrunatne, a tylko rapsodia błękitna,
I trochę smutno, że trzeba to będzie zostawić w końcu,
I że już się nie siądzie w fotelu, żeby Trzech Muszkieterów poczytać,

Bo może się kiedyś tak zdarzyć, że patrzysz — a ciebie już nie ma,
Chociaż jest kawa i fotel, i słońce na kociej sierści,
I chociaż wciąż jeszcze w powietrzu snuje się dym z Carmena,
I równie jak dym błękitny wciąż snuje się ten mister Gershwin.

Pies podniósł głowę i warknął, ale na razie nikt nie wszedł,
Choć ktoś stał jakby za drzwiami, i jakby zamykał parasol.
Kot otwarł oko, popatrzył i spytał — Jesteś tu jeszcze?
— Jeszcze tu jestem, mój kocie. I staram się trzymać fason.

A.Waligórski


 Leniwie było dziś na szczęście. Wyspałam się wyłączając telefon po prostu, że też wcześniej na to nie wpadłam! A wyspanie się było potrzebne, bo wczorajszy wieczór był długi i zakropiony butelką grzanego wina wypitego wspólnie z koleżanką. Przy okazji obgadałyśmy, co było do obgadania, wyśmiałyśmy, co było do wyśmiania. Odreagowałam wreszcie. I dostałam piękne "coś" z napisem: friends feed the soul". Znamy się około 20 lat, nigdy nie było między nami żadnej deklaracji przyjaźni, a jakoś to się kręci. Przeszłyśmy razem różne zawirowania i jej, i moje. Razem. Bez deklaracji, ale działając. Jesteśmy zupełnie różne osobowościowo i zewnętrznie, wspólne mamy wartości, podejście do życia. Obie nie jesteśmy ani trochę przywiązane do materii, choć przyznam, że ja poszłam trochę dalej. Ona ma młodego syna, jeszcze musi, ja już nie. Nie mogę jej tylko namówić na czytanie, choć czasem po mojej opowieści o jakiejś smakowitej lekturze, sięga po książkę. Podobno odbije to sobie, jak syn dorośnie, tak obiecuje. Teraz namawiam ją na wieczór w teatrze, bardzo chcę zobaczyć "Ja, Feuerbach" - jak głoszą afisze Fronczewski reżyseruje Fronczewskiego, a to może być całkiem fajne. Dobrze mieć takie wypełniacze duszy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz